poniedziałek, 28 listopada 2011

Maroko 10.2011 część czwarta.

Opuszczamy gościnny hotel Panorama. Ruszamy do miejscowości Remlia. Jest koło godziny 15. Czasu do zachodu niewiele, ale i tak planujemy nocleg w „Bilion Stars Hotel Hamada” czyli pod gołym niebem na pustyni. Poza tym w perspektywie mamy pokonanie tras odcinków specjalnych rajdu Dakar. Wbijamy namiar na Remlie do GPSów i jazda. Bardzo zróżnicowana i techniczna trasa, straszny pył, wymuszały trzymanie znacznych odległości. Słońce chyli się ku zachodowi a do zrobienia jest jeszcze ze 40 km. w zdradliwym terenie. Szybko pokonujemy ten odcinek w tym kilka kilometrów po gładkim jak stół dnie słonego jeziora i zatrzymujemy się koło umówionej stanicy kilka kilometrów przed Remlią. Rozbijamy obóz kilkaset metrów od drogi. Kolejny wschód słońca nad Hamadą rozpoczyna dzień pełen przygód. Nim się dobrze rozbudziliśmy pielgrzymki dzieciaków ciągnęły ze wszystkich stron, pieszo, na osiołkach, z ciekawości i w celach biznesowych.W Remlia uzupełniamy zapasy wody i paliwa, bo zaraz za wioską rozpoczyna się sławetna przeprawa przez szerokie na kilka kilometrów koryto rzeki Daoura, pełnej fesz-feszu, czyli piasku sypkiego jak mąka. Dalsza droga do Oum-Jrane wiodła środkiem wąwozu. Bardzo przyjemny relaksujący odcinek, trzymając się z dala od piaszczystych kolein, można było szerokim szpalerem  gnać przed siebie.W miasteczku Alnif meldujemy się w hotelu. Szybka wizyta na stacji benzynowej, oraz u znajomego z poprzedniej wyprawy spawacza, by pospawać bagażniki w XT i DRZ i motocykle jadą na zasłużony nocleg do hotelowego holu. Na tarasie  przy piwku czekamy na kolację i ustalamy plan działania na kolejny dzień. Zaplanowany jest przejazd przez pasmo gór Sarhro. Następnego dnia rano rozdzielamy się na dwie grupy, jedna pojedzie drogą MH10 druga bardziej karkołomną MH5. Zaczyna się zabawa. Odcinek trialowy, korytem rzeki, półką na przepaścią, czasem po litej skale ale głównie po dużych kamieniach. Czasem bez asekuracji ani rusz. Zaczynają się gleby ale bez większych strat. Wdrapaliśmy się na szczyt i po kilkunastu minutach witamy się z grupą jadącą łatwiejszą trasą. Dzień się zbliża ku końcowi, jedziemy szybkimi autostradami szutrowymi przez Ikniouln do Tinerhir w wąwozie Todra,  gdzie mamy kolejny nocleg.


Droga do Remili, trasa wiodła niektórymi odcinkami Dakaru.



 Piękne formy skalne o zachodzie słońca.



 Wijąca się droga wśród gór.
 




Mały ciekawski ptaszek najpierw obejrzał z bliska mój motocykl, po czym czmychnął na pustynię.





Ostatnie chwile przed zmierzchem.


„Bilion Stars Hotel Hamada”, nocleg pod gołym niebem.






Paweł smacznie spał przy swojej kochance Hondzie AT.


Piękny rześki poranek.



 Nim się porządnie przebudziliśmy dzieci już oferowały własnoręcznie zrobione pamiątki.



 Moja Tereska na rozstaju dróg.



 


 Ostatnia możliwość tankowania przed najtrudniejszym odcinkiem drogi.


Pierwsze koty za płoty w korycie rzeki pełnej fesz feszu.










Nieraz potrzebna była pomoc kolegów.


Zapotrzebowanie na cień po przebyciu wyschniętej rzeki było ogromne.





 Spawanie XTka u znajomego spawacza w Alnif.


Królewski parking na dywanach dla naszych motocykli.


Nie mogłem się powstrzymać, musiałem dosiąść mopeda :)



W drodze na MH5.


Pokonywaliśmy kamienie wielkości telewizorów.


Często musieliśmy się asekurować.




Ciąg dalszy MH5.


Czasem zdarzały się niegroźne gleby.


Góry Sahro.


W drodze do Tinerhir.

podróże motocyklowe wyprawy motocyklowe


niedziela, 20 listopada 2011

Maroko 10.2011 część trzecia.

Erfoud to ostatni przystanek i szansa zatankowania przed pustynią Hamada. Tankujemy do pełna, następna stacja daleko, a przed nami dwa dni ostrego orania. Ostatnie kilometry asfaltu i zaczyna się  główny cel naszej marokańskiej wyprawy – Hamada. Kamienista pustynia poprzecinana plątaniną śladów samochodów, mniejszych i większych strumieni i rzek, pagórków i piaszczystych wydm. Kilkanaście minut treningu na zapoznanie się z charakterystyką nawierzchni, sesja foto i ruszamy na azymut wg GPS do Merzougi na łeb na szyje, jak kto chce, którędy chce, byle sobie wzajemnie nie kurzyć i mieć się w zasięgu wzroku. Piaszczyste rozjechane przez samochody koryta rzek zbierają pierwsze żniwo w postaci gleb. Miejscami pustynia jest tak gładka że można jechać powyżej 100 na godzinę. Docieramy do naszego hotelu Panorama, jedynego na wzniesieniu w Merzoudze z którego rozciąga się wspaniały widok na największe wydmy północnej Afryki. Szybkie rozpakowywanie i całą gromadą ruszamy zdobywać piaszczyste góry. Pierwsze koty za płoty, urwana szyba podczas lotu przez kierownicę, zakopane motocykle po osie, które wspólnie wykopujemy z piachu. Każdy łapie po kilka lekkich gleb w miękkim fesz feszu ( rodzaj piachu o konsystencji mąki) i do hotelu wracamy totalnie zmęczeni i wypompowani ale w fantastycznych nastrojach. Jusuf, właściciel hotelu serwuje nam wspaniałą kolację, po której zaprasza nas na koncert afrykańskich bębniarzy. Zabawa mimo zmęczenia trwa do późnych godzin nocnych.



Zielona dolina Ziz.




Dziesiątki km pustyni a pośrodku zapadliska zielona oaza.


W Erfudzie wjechaliśmy w sam środek targowiska.


W drodze do Merzougi.


Nasi  nowi znajomi.



Chwila relaksu. Każdy chce znaleźć trochę cienia.


Oswajanie się z podłożem.


Niektórzy potrafią latać.
 


Widok z naszego hotelu.


Widoku hotelowego ciąg dalszy.


Zdobywanie wydm.



Jazda po piachu daje dużo frajdy.


Ale też hartuje ciało i umysł. Gleba Szymona, lekko potłuczone żebra. :)


Szarża Pekaesa.


Michał na swojej Africa Twin.





Moja stara spracowana Tereska też dawała radę :)



    Lanszaft numer 1



 Mały mieszkaniec pustyni.


 Lanszaft numer 2.





 Wieczorny koncert Bębniarzy Afrykańskich.


podróże motocyklowe wyprawy motocyklowe