poniedziałek, 19 grudnia 2011

Maroko 10.2011 odcinek szósty ostatni.

      Spacer po Marakeszu skończyliśmy grubo po północy. Rano jeszcze krótki wypad do Medyny na kawę, szybkie pakowanie i ruszamy w kierunku miasta Safi nad Oceanem Atlantyckim. Tuż przed jego granicami robimy  zakupy w markecie, w którym o dziwo jest alkohol. Oczywiście po tak długiej abstynencji nie odmawiamy sobie kupna czegoś mocniejszego.
Po udanych zakupach ruszamy drogą położoną na klifie, skąd rozpościera się piękny widoki na Atlantyk. Powoli dzień ma się ku końcowi. Nocleg znajdujemy na piaszczystej plaży. Wybieramy miejsce dosyć wysoko mając na względzie przypływ, który może w nocy zmoczyć nam tyłki. Podziwiamy zachód słońca, otwieramy butelki z winkiem Szato-Mamrot, które pomaga nam szybko zasnąć. Poranek jest dosyć ciężki, ale nie uodparnia nas na piękny widok na ocean, który towarzyszy nam w dalszej drodze.  W okolicy El Jadida wjeżdżamy na autostradę, którą jedziemy do uroczego miasteczka Moulay-Bousselham położonego nad zatoczką Meria Zerga. Część motocyklistów dociera do miasta normalną drogą asfaltową, inni wybierają bardziej urokliwą trasę i przeprawiają się razem z motocyklem łodzią przez zatokę. Na kolejnym noclegu dowiadujemy się że laguna jest rezerwatem flamingów, które o poranku odwiedzamy. Po zabawie w ornitologów pakujemy się na motocykle i ruszamy do świętego miasta dla muzułmanów Chefchaouen. Następnego dnia pięknie położone miasto żegna nas ulewnym deszczem, który będzie towarzyszył nam do samego portu w Tanger Med.
Przejechaliśmy około trzech tysiący kilometrów, bez większych awarii i w przemiłej atmosferze. Chciałbym podziękować wszystkim uczestnikom wyprawy za niesamowite zgranie i wzajemne wspieranie się w trudach podróży. Dodam że przez dwa tygodnie nie było nawet jednej sytuacji zapalnej wśród uczestników wycieczki, co przy dziesięciu osobach z różnymi temperamentami  nie zawsze jest takie oczywiste. Kochani bierzcie z nich przykład.
Przyświecała nam idea " Wszystko możemy, nic nie musimy".

ps Po kliknięciu zdjęcia w danym poście ukaże się Wam pełna galeria ze zdjęciami.

 Poranne leniuchowanie po śniadaniu.



Krótkie zwiedzanie Medyny.






Lokalne urządzenia transportowe.


 Zachód słońca nad oceanem.



Oj nie chce się wstawać nie chce :)




Mały kolega znaleziony pod kamieniem nieopodal naszego obozowiska.


Piotrek "Pekaes" postanowił podziczyć po plaży.


I poprzeszkadzać Krzyśkowi w czynnościach fizjologicznych.





Lokalny prom motocyklowy.





 Kilka chwil i jesteśmy po drugiej stronie zatoki.


Miasteczko Moulay-Bousselham.





 Rezerwat flamingów.


Ekipa motocyklowo-ornitologiczna.













Świerze cytryny na podwórku naszego gospodarza.


Miasto Chefchaouen.


Niby Maroko a w ostatnim dniu wiało i padało jak w Kieleckim.


podróże motocyklowe wyprawy motocyklowe

niedziela, 11 grudnia 2011

Maroko 10.2011 część piąta.

    Po obfitym Marokańskim śniadaniu wsiadamy na nasze mechaniczne rumaki. Kilka kilometrów od hoteliku wjeżdżamy do wąwozu Todra. Widoki są niesamowite, skały pną się do góry na kilkaset metrów a droga wiedzie wzdłuż małej wartkiej rzeki. Robimy postoje co kilkaset metrów robiąc zdjęcia i chłonąc surowy, skalisty krajobraz. W połowie drogi zjeżdżamy na tzw łącznik i docieramy do wąwozu Dades z niesamowitym odcinkiem serpentyn. Po krótkim postoju na kawę kierujemy się na północ w stronę Tilmi. Pniemy się w górę szutrową drogą, GPS w najwyższym punkcie pokazuje 3 tysiące mnpm. Wpadamy w burzę gradową z piorunami, temperatura spada do kilku stopni. Wieczorem docieramy do naszego noclegu w Agoudal. Rano kiedy pakujemy motocykle jest kilka stopni poniżej zera.
Jedziemy w stronę wodospadów Ozoud. Do Marakeszu docieramy po zmierzchu klucząc po wąskich, zatłoczonych uliczkach. Po odstawieniu motocykli na parking strzeżony docieramy do uroczego hoteliku. Po szybkiej kąpieli idziemy na główny plac w mieście na kolację i nocne włóczenie się po starej Medynie.

Serpentyny w wąwozie Dades.

Droga w wąwozie Todra.



W drodze do następnego wąwozu napotkaliśmy karawanę Berberów.

Berberyjskie dziecko.

Na łączniku pomiędzy wąwozami Todra i Dades.

Lokalny środek lokomocji.



Dolina Dades.

Gdzie te osły na motocyklach jadą?  :)



Droga do Agoudal.




Gradobicie - nawet spodnie motocyklowe nie uchroniły nas przed bolesnymi uderzeniami lodowych pocisków.


 Temperatura mocno spada, czas na ciepłe gacie.




Miejscowość Agoudal.

Rześki poranek w Agoudal.

Droga do wodospadów Ouzoud.




Żywe niespodzianki po drodze. 





Kaktusowe dzikie pola.







Piękna, dzika marokańska przyroda.

Wodospady Ouzoud.





Maroko to kraj niesamowitych kontrastów. Gra w piłkę wśród śmieci sto metrów od wodospadów.


Nasz przytulny hotelik w Marakeszu.

Odmaczanie dupska przez  Krzyśka " Sambora".


Upragniona kolacja.

Nocne łażenie po Medynie.

podróże motocyklowe wyprawy motocyklowe.